czyli dobre są złego początki?
Od 2 tygodni jestem
oficjalnie studentką. Czuję się z tym w sumie dobrze. Dostałam
ostatnio zniżkę studencką na obiad na przykład. Poza tym bez
większych rewelacji (jeśli chodzi o życie pozauczelniane), być
może mieszkanie ciągle w domu rodzinnym hamuje nieco poznanie
prawdziwego studenckiego życia.
Na
pewno zorientowałam się trochę w przedmiotach i uczelni. Oto,
zgodnie z niepisaną umową, copostowa lista,
tym razem z wnioskami:
1.
Lekarski >>>>>>> cała reszta uniwersytetu.
(Należy
potraktować z przymrużeniem oka, ja mojej farmacji nie zamieniłabym
na lekarski, czego nie można powiedzieć o 90% osób z roku, i
oczywiście nie ma w tym nic złego. Aczkolwiek nie da się nie
zauważyć, że lekarski jest traktowany jakby
z większą pompą,
jednak mają zdecydowanie trudniej, presja dużo większa. Osobiście
nie zazdroszczę.)
2.
Biofizyka słusznie zwana jest biosyfem.
3.
Parazyty to najmilsze zajęcia ever.
4.
Gdy czujesz na karku oddech miliona wejściówek, dobrze jest znaleźć
jakiś przyjemny serial. Z mojej strony polecam Las chicas
del cable. Obecność Yona
Gonzálesa
ma właściwości kojące, nawet w obliczu bliskiej konfrontacji z
biosyfem. Potwierdzone info.
5.
To, że nagle w grupie pięciu
znajomych każdy jest z innego końca Polski, jest niezwykłe.
Przynajmniej dla mnie.
6.
Okienka są fajne tylko jeśli nie mieszkasz poza miastem.
7.
One does not simply
zrozumieć, czym się różni kolokwium, sprawdzian, test, egzamin i
zaliczenie.
Nie
potrafię (jeszcze?)
określić, co jest lepsze:
liceum czy studia. Zmiana jest naprawdę
duża. Oby była na lepsze. Albo przynajmniej nie na gorsze.
Życzę
sobie, a także wszystkim innym pierwszakom, powodzenia! :))